Komentarze: 0
Zastanawiam się czemu niektóre historie tak się za mną ciągną, czemu nie potrafię sobie w niektórych przypadkach powiedzieć, że było minęło i nie myśleć o nich więcej. Siedzi mi potem taka sprawa w głowie i męczy. Np. sprawa z ostatnim facetem. Cała historia zakończyła się kilka miesięcy temu i fajnie, ale gdybym nie była taką frajerką, skończyłaby s
ię dużo wcześniej i pewnie tak by mnie nie gnębiła. Ale gnębi, chociaż minęło już tyle czasu. Gnębi, bo okazał się strasznym kutasem (to by chyba było na tyle jeśli chodzi o nie używanie niecenzuralnych słów ;)) Za to ja okazałam się naiwną idiotką i do tej pory nie mogę sobie tego darować. Minęło już tyle czasu, a ja nadal wyobrażam sobie najróżniejsze sytuacje w których go spotykam i po prostu mieszam z błotem, sytuacje z przeszłości w których powinnam mu kazać spadać, zamiast odgrywać pełną współczucia Matkę Teresę. Dlaczego byłam taka głupiutka i naiwna? Przecież zawsze wydawało mi się, że jestem rozsądną i niegłupią babką, a tymczasem rzeczywistość pokazała, że jest zupełnie inaczej. Jak jest? Cóż, dałam się złapać na ten sam tekst co niejedna frajerka przede mną i nie jedna po mnie: “Jestem taki biedny i samotny, nikt mnie nie rozumie, a na dodatek miałem nieszczęśliwe dzieciństwo” Kupiłam historyjkę zachwycona, że ja będę tą, która go zrozumie, że już nie będzie sam itd. Od początku bezkrytycznie łykałam wszystko co mi wciskał. Byłam zachwycona, gdy już na pierwszej randce mówił, że mnie kocha, że zrobił by dla mnie wszystko. Dałam się nieść fali i zanim się obejrzałam wypłynęłam trochę za daleko. Powoli i systematycznie odciągał mnie od rodziny i znajomych, wmawiał mi, że wszyscy są przeciwko nam, przeciwko “naszej miłości”. Łyknęłam to, by wydawało mi się, że to, że wszyscy mnie przestrzegają przed tym związkiem potwierdza tylko jego teorię. Wściekałam się na wszystkich, że nie powinni go tak pochopnie oceniać, że nie dali mu nawet szansy. Ale niestety okazało się że mieli rację, bo okazał się kłamliwym pasożytem. Ciągle zmyślał jakieś historyjki w których oczywiście był kluczową postacią. Nie wierzyłam mu, ale nic nie mówiłam, bo uważałam, że skoro on się dzięki temu czuje lepiej, to po co mu to psuć? W niektóre niestety uwierzyłam. Np. twierdził że jego matka coś sobie ubzdurała, że kradnie mu kasę, oskarża o dziwne rzeczy, więc postanowił wynieść się z domu. Niewiele myśląc załatwiłam mu półdarmo mieszkanie u znajomego. Nie wystarczało mu kasy na życie – nie ma sprawy, pożyczyłam mu. Podobno go okradli (teraz mam co do tego wątpliwości, bo zawsze w dziwny sposób ginęła mu kasa), oszukałam mamę, żeby pożyczyła mi kasę, którą oczywiście potem dałam jemu. Muszę wspominać, że nigdy jej nie odzyskałam? Jak zaczął na maksa świrować, to też nie umiałam się z tego związku wycofać. Ciągle sobie zadaję pytanie jak mogłam być tak głupia? Jak mogłam poddać się takiemu emocjonalnemu szantażowi? Twierdził, że jeśli go zostawię, to już nikt i nic mu nie zostanie. To akurat była prawda, bo miał na pieńku z rodziną, a przyjaciół żadnych nie miał (twierdził, że wszyscy w końcu się od niego odwracają) Ciekawe dlaczego wtedy nie zastanowiłam się dlaczego tak jest? Potem zaczął grozić, że się zabije, odstawił kilka takich akcji jak np. przełażenie przez barierkę balkonu na 10 piętrze, “próby” rzucenia się pod pociąg. Na szczęście w miarę szybko połapałam się, że to tylko gra, że wystarczy się odwrócić i powiedzieć, że nie mam zamiaru na to patrzeć, a on straci zainteresowanie całym przedstawieniem. Kiedyś nawet połknął cały słoiczek jakichś silnych leków nasercowych, żeby mi udowodnić, że nie udaje. Mimo że umierałam ze strachu, beznamiętnym głosem kazałam mu się wyrzygać a potem do mnie zadzwonić i najzwyczajniej w świecie wyszłam. Oczywiście poskutkowało, ale do tej pory mi niedobrze kiedy o tym myślę. W końcu się zorientował, że akcje z próbami samobójczymi nie robią na mnie wrażenia, więc dał sobie spokój, wymyślił co innego. Pobił mnie. Wydawało mu się, że to mnie przy nim zatrzyma. Na szczęście to sprawiło, że zerwałam z nim na dobre i nie miałam ochoty go więcej na oczy oglądać. Musiałam potem oczywiście przeżyć niekończące się telefony, przychodzenie do mnie do pracy i pod szkołę, ale na to były sposoby i w końcu mu się znudziło, albo znalazł sobie inną frajerkę. Nikomu nie opowiadałam o tym co się naprawdę stało, o tym że mnie pobił, o tych przedstawieniach z próbami zabicia się. Było mi wstyd. Zresztą nadal za bardzo mi głupio, żeby komukolwiek opowiedzieć całą tą historię a nie tylko fragmenty. Niby nie mam się czego wstydzić (oprócz bycia naiwną idiotką), bo to przecież nie ja zachowywałam się jak zbiegły król wariatkowa, Ale jednak się wstydziłam. Bo czy nie opowiadałam wszystkim wcześniej jaki jest wspaniały, czy nie walczyłam w jego obronie, gdy ludzie mnie przed nim przestrzegali? Pierwszy raz opisałam to tak dokładnie, bo wcześniej nawet w blogu o wszystkich szczegółach nie pisałam. Miałam nadzieję, że zrobi mi się lepiej, że przestanę o tym myśleć jeśli wypuszczę tą historię w świat, choćby nawet nikt tego nie przeczytał. Ale jeśli to przeczytałeś/aś kimkolwiek jesteś, dzięki za cierpliwość :).